🐨 Gdybam Gdyby To Nie Było Na Niby Tekst
Gdyby to nie było na niby x2 Gdyby, gdyby to nie było na niby Gdyby świat cały Obrósł" Gdyby - Toronto "Lato idzie wiosny kres Ogłoszono w ptasiej prasie A komary zaczną wnet Gryźć dotkliwie W termometrach zawrze rtęć Czarną rzeką spłynie asfalt Plaże znów zaludnią się Turystami Ref. Gdybyś wiedział jak"
QBIK - Gdyby - Tekściory.pl – sprawdź tekst, tłumaczenie twojej ulubionej piosenki, obejrzyj teledysk. Raz Gdybam. Gdyby to nie było na niby x2 Gdyby, gdyby
Spóźnili się z tym bitem jakieś 5 lat gdybam gdyby to wszystko było na niby Brak mi Ciebie tutaj, niczego i nikogo innego, tylko Ciebie tu brak Bracie [*] Kocham Cię
a gdybym był - Tekściory.pl – sprawdź tekst, tłumaczenie twojej ulubionej piosenki, obejrzyj teledysk. Raz Gdybam. Gdyby to nie było na niby x2 Gdyby
Nightcore gdyby byl - Tekściory.pl – sprawdź tekst, tłumaczenie twojej ulubionej piosenki, obejrzyj teledysk. Raz Gdybam. Gdyby to nie było na niby x2 Gdyby
Jak gdyby nix - Tekściory.pl – sprawdź tekst, tłumaczenie twojej ulubionej piosenki, obejrzyj teledysk. Raz Gdybam. Gdyby to nie było na niby x2 Gdyby
nuty na keyboard gdyby byl - Tekściory.pl – sprawdź tekst, tłumaczenie twojej ulubionej piosenki, obejrzyj teledysk. Raz Gdybam. Gdyby to nie było na niby
Nightcore gdyby by - Tekściory.pl – sprawdź tekst, tłumaczenie twojej ulubionej piosenki, obejrzyj teledysk. Raz Gdybam. Gdyby to nie było na niby x2 Gdyby
gdyby wysy rda - Tekściory.pl – sprawdź tekst, tłumaczenie twojej ulubionej piosenki, obejrzyj teledysk. Raz Gdybam. Gdyby to nie było na niby x2 Gdyby
Z7xwZr. [Tau: Intro] Niby wiesz... Niby nie... Niby chcesz... Niby nie... Jak to jest? [Refren] Niby wiesz, niby nie Niby wiesz, niby nie, jak to jest? Niby chcesz, niby nie Niby chcesz, niby nie, jak to jest? [Tau: 1 zwrotka] Niby wiesz, że potrzebujesz miłości I mimo, że chcesz, nie masz tej drugiej połowy Dwoje serc, które bije w zgodnej harmonii Szukasz jej/jego, ale nie nadchodzi Jak to jest? Niby chcesz być wreszcie radosny I by każdy dzień był wiecznie spokojny Nieustanny śmiech, tylko szczęście w miłości A nadal tylko lęk i jesteś nerwowy Niby wiesz, że jesteś człowiekiem Jeszcze nie oślepłeś, masz lustro w łazience Ogarnia Cię zdumienie, gdy patrzysz na siebie I znów tracisz sens, nie wiesz kim jesteś Niby chcesz poukładać swoje myśli A one chyba nie, nie zatrzymują gonitwy Mogłyby tylko biec, nie możesz ich policzyć I załamujesz się, a potem tylko milczysz i myślisz [Refren] [Tau: 2 zwrotka] Niby wiesz, że używka Cię zabija A potem robisz wdech i o śmierci zapominasz Wciągasz parę krech i za bardzo się upijasz A kiedyś przyjdzie śmierć, ona nie zapomina Jak to jest? Niby chcesz takiej szczerej przyjaźni A potem szybki seks i znowu kogoś ranisz Do kiedy trwa sen, wykorzystujesz młodość A potem wstaje dzień i znowu ta samotność Niby wiesz, że buduję tylko pokój Dobro, miłość, jedność, z rodakami Chciałbyś mieć obok siebie taki spokój A masz podłość, zawiść, zło, nienawiść Niby chcesz, żeby ludzie byli wolni Boli Cię, kiedy widzisz w telewizji wojny Wzrusza Cię każdy pies na ulicy opuszczony A dla ludzi jesteś oschły, zimny, podły Zniewolony [Refren] [Tau: 3 zwrotka] Niby wiesz, że pieniądze to nie wszystko One dają jeść, ale spróbuj kupić miłość Możesz sobie mieć i używać do starości Ale jak to jest umierać w samotności? Niby wiesz Niby chcesz, żeby o Tobie mówili Podziwiają Cię, gdy odbierasz złote płyty Cała Polska wie, jesteś już na ustach wszystkich Ale kiedy przyjdzie kres, wytrzymasz bez publiki? Niby wiesz, że ja odnalazłem Boga A mój każdy wers ma przybliżyć Cię do Ojca Obserwujesz mnie i zastanawia Cię droga Potem mówisz "nie" i nie szukasz - wolna wola Niby chcesz poznać prawdę o sobie A przez cały tekst przecież mówię o tobie I nawet jeśli część tylko jest twoim życiem Nazywa się to grzech i nie jest tylko terminem [Tau: Outro] Niby wiesz, że nie wiesz, jak Sokrates Niby chcesz odnaleźć w końcu prawdę Jak to jest, że wciąż robisz inaczej? Żyjesz na niby, ale umrzesz naprawdę Niby wiesz, że to bardzo logiczne Niby chcesz odmienić swoje życie Jak to jest, że ja swoje odmieniłem On ma na imię Jezus, żyje, nie na niby
Myślałem, gdy wracałem z Karabachu Agdam. Dawno. Tak. Pojawiały się w opcje, aby pracować w piłce, ale w innej roli. Nie chciałem wtedy zawiesić butów na kołku, było mi szkoda. Rozmawiałem z zawodnikami, którzy zakończyli już karierę i każdy mówił, aby grać jak najdłużej. Decyzję można podjąć z dnia na dzień, ale z czasem można jej żałować. Postanowiłem, że w sporcie będę tak długo, jak pozwoli mi zdrowie. A co najważniejsze, tak długo, jak piłka będzie mnie cieszyła. Futbol, cała otoczka, szatnia, to wszystko sprawia mi radość. Teraz o zakończeniu kariery nie myślę w ogóle. Dbam o swoje zdrowie, ale i formę, bo jeżeli by jej nie było, a ja miałbym grać w III lidze, to wolałbym odejść. Jak przyjdzie taki moment, to na pewno to poczuję. Czyli ten najbliższy rok nie jest Pana ostatnim? W piłce ciężko jest cokolwiek planować. To bardzo dynamiczny sport. Z tygodnia na tydzień wiele się zmienia. Możesz być na szczycie, a już po chwili z niego spaść. Związałem się z Wisłą na kolejny rok, kiedy umowa będzie się kończyła, usiądziemy do rozmów z prezesem i pomyślimy, co dalej. Nauczyłem się, że nie można wybiegać w przyszłość. To, co sobie zaplanuję dzisiaj, może nie mieć pokrycia za kilka miesięcy. Ma Pan w głowie swój idealny koniec kariery? Artur Boruc chciał wrócić do Legii, niestety nie wszystko potoczyło się po jego myśli. Chciałby Pan na koniec kariery wrócić na Łazienkowską? Czasami o tym myślę. Tym bardziej, jak Artur żegna się z piłką. Powiem szczerze, że nie wiem, czy chciałbym zakończyć karierę akurat na stadionie Legii. Kiedy odchodziłem z Warszawy po 13 latach, to pięknie pożegnał mnie trener Jacek Magiera, szatnia, a klub średnio. Pojawiają się różne myśli, ale nie jest to nic sprecyzowanego. Pytanie, jak długo będę jeszcze grał dla Wisły. Nie wykluczam, że w Płocku będę chciał się pożegnać z boiskiem. Tam te wspomnienia są najświeższe. Z Legią mam bardzo dużo wspomnień, a z niektórymi kibicami kontakt do dziś. Więc na pytanie, jak chciałbym zakończyć karierę, odpowiem, że... nie wiem. Zobacz: Legia szuka zastępcy Mateusza Wieteski. Na celowniku reprezentant Finlandii Powiedział Pan, że Legia pożegnała Pana średnio. Ma Pan żal? Żalu nie mam, ale jest mi smutno. Pamiętam, że Arek Malarz czy Michał Kucharczyk nie mieli pożegnalnego meczu, ale mieli specjalny moment podczas spotkania, aby podziękować kibicom. Jakub Rzeźniczak w barwach Legii Warszawa (2017) Miał nawet Kasper Hamalainen. Tak. Ja takiej okazji nie miałem, a sądzę, że gdyby klub chciał, to by coś takiego zorganizował. Pojawiałem się kilka razy na Łazienkowskiej, kiedy byłem piłkarzem Karabachu Agdam. Żadna propozycja nie padła. Nawet kiedy Wisła gra z Legią, to kibice Wojskowych wykrzykują nazwisko Dominika Furmana czy Rafała Wolskiego, ale mojego nie. Zauważyła to moja obecna narzeczona. Zapytała, dlaczego skandują nazwiska wszystkich piłkarzy, którzy grali z "eLką" na piersi, ale nie twojego. Zaskoczył mnie Pan. Gdy odchodziłem z Legii, to w mediach otrzymałem wiele ciepłych słów. Nawiązuję jednak to tego, co jest teraz. Podczas meczu nie słucham trybun, ale kiedy powiedziała mi o tym Paulina (narzeczona Kuby – przyp. red), to zrobiło mi się smutno. Nie jest to żal, ale po ludzku mi przykro, bo zostawiłem serce przy Łazienkowskiej. Pomimo tego wciąż jest Pan kibicem Legii? Tak, chyba że grają z Wisłą Płock. Kiedy mam taką możliwość, zawsze oglądam mecze Legii. Inaczej patrzyło mi się na klub tuż po odejściu. Wtedy znałem wszystkich zawodników, a trenerem był Jacek Magiera, z którym byłem bardzo blisko. Później grono zawodników, których kojarzyłem się zmniejszało. Teraz w Legii znam zaledwie "Wietesa" i "Jędzę" (Mateusza Wieteskę i Artura Jędrzejczyka - przyp. red). Muszę przyznać, że kiedy w ostatnim sezonie Legia złapała wiatr w żagle i mogła nas przegonić, to miałem nadzieję, że nie będą wszystkiego wygrywać. Zależało mi, aby Nafciarze zajęli, jak najwyższą lokatę. Sympatia do Wojskowych będzie zawsze, bo to tam zdobywałem trofea. Zobacz także: Legia wybrała go zamiast Lewandowskiego. Tak się potoczyła jego kariera w Hiszpanii Smutno patrzyło się Panu na Legię w zeszłym sezonie? To było zaskoczenie dla wszystkich. Dysproporcja między Ligą Europy a Ekstraklasą była ogromna. Bardziej byłem zaskoczony i nie dowierzałem, że taka sytuacja ma miejsce. Kibic patrzył na to inaczej, ale ja, czyli osoba związana z piłką bardziej analizowałem. Kiedy Legia była w strefie spadkowej, to zaskoczony był każdy. Gdyby nie kilka zwycięstw na wiosnę, to mogłoby być gorąco. Było to zadziwiające, patrząc na kadrę, jaką dysponuje Legia. Wciąż rywalizacja Wisły z Legią ma dla Pana większe znaczenie? Może przy okazji pierwszego meczu pomiędzy Wisłą i Legią czułem się dziwnie, nawet trudno mi powiedzieć jak. Wygraliśmy wtedy 1:0. Każde następne spotkanie nie wzbudzało we mnie większych emocji niż normalne spotkanie. Te mecze często były też specyficzne. Raz nie grałem przez kartki, potem było spotkanie bez kibiców, a podczas ostatniego meczu na Łazienkowskiej atmosfera była raczej wakacyjna, a Legia wyszła drugim składem. Więc ten mecz nie miał takiego napięcia. Ostatnio wygraliście 1:0 w Płocku. Tak jak mówię, dla mnie to było po prostu kolejne spotkanie. Bo to właśnie po tym meczu rolę trenera przestał pełnić Marek Gołębiewski, a później chuligani zaatakowali piłkarzy w autokarze. Pytasz, czy czuje się winny? Nie strzelił Pan gola, więc nie. Ale bramki nie straciliśmy, a to jest moje zadanie. Wiemy, jak "gorącym" klubem jest Legia. Wiemy, jakie rzeczy się działy w przeszłości i będą się dziać. Przeżywałem takie momenty w Warszawie. Pan przeżył podobną sytuację w autokarze. W autokarze, przed nim czy na trybunach. Dużo było tych historii. Po czasie wspominam je z uśmiechem, ale to były trudne chwile dla piłkarzy Legii. Życzę im, aby takie sytuacje zdarzały się, jak najrzadziej. Foto: Stańczyk Maciej / Jakub Rzeźniczak (P) i Ivica Vrdoljak (L) Pamiętam, że jak kiedyś jeden z piłkarzy potrafił się postawić. Była jedna taka historia. Trenerem był Maciej Skorża. Przegraliśmy z Lechią Gdańsk, a mistrzostwo zdobył Śląsk Wrocław, więc było to dawno temu. W Łomiankach lub przed nimi kibice zatrzymali autokar, po czym do niego weszli. Przyjechała policja, więc oni usiedli między nami i udawali, że są częścią ekipy. Ostatecznie wspólnie wróciliśmy na Łazienkowską. Było to dosyć zabawne, później się z tego śmialiśmy. Za moich czasów do żadnych rękoczynów w lub przed autokarem nie doszło, może oprócz jednej sytuacji, która miała miejsce dawno temu. O tym rozpisywali się już wszyscy. Zazwyczaj jednak były to tylko rozmowy "wychowawcze"… Zobacz: Egzotyczny transfer polskiego napastnika. Zagra w trzeciej lidze To nie jest normalne. Zawsze mnie to zastanawia. Po takich rozmowach "wychowawczych" siadaliśmy w szatni i dyskutowaliśmy, że jeśli teraz zaczniemy wygrywać, to kibice pomyślą, że to zasługa ich rozmowy. To jest kuriozum, bo ich słowa nie mają wpływu na naszą formę. Kibice są źli, ale zapominają, że ty jesteś sportowcem i sam jesteś, że tak brzydko powiem wk... Piłka nożna to ambicje, ale też pieniądze i to niemałe, więc każde zwycięstwo to dla piłkarzy zysk. Niestety na takie sytuacje nie mamy wpływu, to dzieje się na świecie. Nikt lekarstwa nie znalazł. Takie rozmowy nic nie dają, a zadziwiające jest, że kibice myślą inaczej. Czy w tamtej sytuacji z zeszłego sezonu brakowało w Legii kogoś, kto by wstał i powstrzymał chuliganów? Zazwyczaj kibice, którzy przychodzą "porozmawiać" używają innych słów i wyglądają inaczej niż my. Jesteśmy umięśnieni, ale oni bardziej. Kiedy byłem kapitanem, takie rozmowy zdarzały się przez płot. Oni ciebie po prostu op... Co taki kibic mówi? Mówi, że mamy zacząć grać, ale w innych słowach. A jeżeli nasza postawa się nie zmieni, to "zobaczycie, co się stanie". Chcą nastraszyć piłkarzy pod pretekstem mobilizacji. Ivica Vrdoljak kilkakrotnie podejmował rozmowę, kiedy nasz autokar był zatrzymywany. Bronił nas, ale kibice mają swoją rację i nie dopuszczają naszych argumentów. Obejrzałem ostatnio odcinek na kanale Legii "Dzień z Jakubem Rzeźniczakiem" sprzed ośmiu lat. Wspomniał tam Pan, że może kiedyś będzie trenerem. To jak będzie? Pamiętam ten odcinek. Raczej nie chciałbym być trenerem w seniorskiej piłce. Podziwiam szkoleniowców za to, ile czasu muszą poświęcić, żeby drużyna funkcjonowała. Rozmawiałem z wieloma trenerami i widzę, ile czasu spędzają w klubie. Kiedy zaczynałem grać w piłkę, to było inaczej. Nie było takich analiz jak teraz. Pomimo że szkoleniowcy mają swoich analityków, to on musi nad wszystkim trzymać pieczę. Bardziej mógłbym pójść w jakąś szkółkę piłkarską i trenować dzieciaki. Chciałbym, aby sprawiało mi to przyjemność, a nie było bardzo czasochłonne. Foto: Andrzej Grygiel / PAP Jakub Rzeźniczak (L) i Pavol Stano (P) w trakcie meczu Ekstraklasy (2014) Pavol Stano to jest trener, który chce mieć nad wszystkim władzę? W dobrym tego słowa znaczeniu. Jest we wszystko bardzo zaangażowany. Zwraca uwagę na parametry fizyczne. Stano jest z nami zawsze. Nawet kiedy ćwiczymy na siłowni, a inni trenerzy nie zawsze tak robili. Jest również na "skillsach", czyli takich zajęciach, które trener wprowadził, kiedy przyszedł do Wisły. Są to treningi dla zawodników, które skupiają się stricte na ich pozycji. Ja jestem u schyłku kariery, ale dla młodych chłopaków jest to fenomenalna sprawa. Przykładowo Tomek Walczak na treningu z zespołem odda dziesięć, może piętnaście strzałów, a na "skillsach" dwieście. Czytałem kiedyś wywiad z Davidem Beckhamem. Każdy pytał go o jego dośrodkowania. On mówił, że jeżeli zrobisz coś tysiąc razy, to będzie ci to lepiej wychodziło, niż jakbyś daną czynność powtórzył sto razy. A wracając do trenera, ja już jestem stary, więc mogę powiedzieć, że wróżę mu dużą karierę trenerską. Ma świetną wiedzę, podejście i kontakt z szatnią. Zdarzają mu się błędy, ale on dopiero się uczy, bo nie ma dziesięcioletniego stażu trenerskiego, a kilkuletni. "Chciałbym, by kibicowała nam cała Polska", to ciekawe podejście. To jest ciekawy temat, bo wiemy, jak do tej pory była postrzegana Wisła Płock. Raczej niefajnie. Jest w Ekstraklasie, ale jakby jej nie było, to by nikt nie płakał. Już w zeszłym sezonie, kiedy zajęliśmy dobrą lokatę, zaczęło się to zmieniać. Teraz budowany jest nowy stadion. Mam duże chęci, aby ten klub rozwijać, nawet pod względem marketingowym, bo można powiedzieć, że mam rozpoznawalną twarz. W Płocku mieszka 100 tys. mieszkańców, więc trzeba ich zachęcić do przychodzenia na nowy stadion. Ostatnio mieliśmy prezentację zespołu, na której było ponad 1200 fanów, więc to przyzwoity wynik. Rozmawiałem ostatnio z nieco starszym kibicem Wisły, który mówi, że brakuje mu takiej grupy nastolatków na stadionie. Bo muszę przyznać, że jest grupa siedmio, dziesięcioletnich chłopaków, którzy są fenomenalni. A liczba dzieciaków się zwiększa. Jak klub otworzy stadion oraz wykreuje taka kultura przychodzenia na Wisłę, to za kilka lat przyniesie to duże korzyści. Nafciarze nie mają łatwo, bo w województwie mazowieckim jest Legia, z którą rywalizacja jest trudna. Trzeba rosnąć w siłę krok po kroku. Stadion, którego otwarcie ma być na początku 2023 r., jest spory jak na Płock. Z tego, co pamiętam, pomieści 15 tys. osób. Kibice często zarzucają, że mało ludzi przychodzi na mecze. Wolę patrzeć procentowo do liczby mieszkańców. W Płocku mieszka 100 tys. osób, a na stadion przyjdzie siedem tysięcy, więc siedem proc. A pamiętajmy, jak wielka jest Warszawa czy Kraków, a ile kibiców pojawia się na meczach. Więc nie wygląda to źle, a nowy obiekt zachęci kibiców, aby przychodzić na trybuny. Duża w tym rola klubu, ale również piłkarzy. Bardzo ważne są wyniki, ale możemy też działać poza murawą, aby kibice z nami zostali. Foto: Wojciech Figurski / Budowa stadionu im. Kazimierza Górskiego w Płocku (2022) W Wiśle gra też kilka większych nazwisk, więc kadra może przyciągnąć ludzi na trybuny. Bo ten poziom piłkarski jest wyższy względem tego, gdy Pan przychodził do Wisły. — Kiedy przychodziłem, Wisła walczyła o utrzymanie. Dwa sezony wcześniej zajęła piąte miejsce. Ostatni rok również był bardzo dobry. Patrząc piłkarsko, sądzę, że mamy najlepszą kadrę na przestrzeni lat. Wcześniej mieliśmy dwunastu, a może trzynastu lepszych piłkarzy, oczywiście nie chcę nikogo urazić. Teraz kadra jest bardzo wyrównana, bo mamy 22 piłkarzy na podobnym poziomie. Nie zazdroszczę trenerowi, bo wybór kadry meczowej jest trudny. W meczu z Lechią Gdańsk w kadrze nie zmieścili się: Martin Sulek, Damian Zbozień czy Radek Cielemęcki. Fryderyk Gerbowski. Tak, czy Tomasz Walczak. Mamy piłkarzy, którzy w innych klubach łapaliby się przynajmniej na ławkę rezerwowych. U nas jest to problem. Mówi się, że to pozytywny ból głowy dla szkoleniowca. Każdy zawodnik jest ambitny i chciałby przynajmniej być na ławce rezerwowych, jednak na to trzeba zapracować. Zawsze ktoś będzie niezadowolony. Trener Stano zwraca na to uwagę. Dba o każdego zawodnika pod względem psychicznym, co jest bardzo ważne. Jest takie powiedzenie, że to ławka rezerwowych świadczy o poziomie całego zespołu. Jak ocenia Pan nowych zawodników. Steve Kapuadi, ale przede wszystkim Davo w debiucie pokazali się ze świetnej strony. Jeśli Davo będzie prezentował się tak, jak podczas okresu przygotowawczego oraz w meczu z Lechią, to długo w Wisłę nie pogra. Jeżeli nawet w styczniu by odszedł, to każdy będzie zadowolony. Pokazałoby to, że do Wisły można ściągnąć dobrego piłkarza, który może się wypromować. Davo na każdym zrobił ogromne wrażenie. W sparingach przed sezonem strzelił cztery gole i to nie byle jakie. Z Lechią trafił w okienko, a z Chojniczanką zdobył bramkę z połowy boiska. Steve również prezentował się bardzo dobrze. Był sporą niewiadomą dla kibiców, bo miał problemy w swoim byłym klubie. Tam nie do końca chodziło o sprawy sportowe, ale nie wiem dokładnie, bo nie wnikałem. W obronie rywalizacja jest ogromna. Mamy sześciu stoperów, a miejsca są dwa. Czasami trzy, bo ostatnio graliście nieco innym systemem. Staramy się grać w różnych systemach. Nawet jeśli, to wciąż na trzy miejsca jest sześciu piłkarzy. Wybór jest duży. Przed sezonem dołączył do nas Martin Sulek, który dobrze się prezentował. Przede wszystkim jest bardzo dobry przy piłce, a wyprowadzenie ma top. Trener Stano mówił, że każdy dostanie swoją szansę. Teraz nie złapał się do meczowej dwudziestki, ale nie zdziwiłbym się, gdyby na mecz z Wartą wyszedł w pierwszym składzie. Trener zaznacza, że rotacji będzie sporo, a jeżeli będzie miało to korzystny skutek, to tylko mnie to cieszy. Kiedyś rozmawiałem z Fryderykiem Gerbowskim. Mówił, że bardzo Pan mu pomógł. Nazwał Pana mentorem. Uważa się Pan za mentora dla młodych chłopaków i lidera w zespole? W drużynie nie powinien być jeden lider. W Wiśle mamy fajną grupę doświadczonych chłopaków. Wszystkie ważne sprawy omawiamy w tym gronie. Właściwie to w Wiśle doświadczony zawodnik jest na każdej pozycji. Tak, bo jestem ja, Krzysztof Kamiński, Piotr Tomasik, Dominik Furman i Łukasz Sekulski. Troszczymy się o dobro drużyny. Nie lubię słowa lider. Jestem najstarszy, najbardziej doświadczony, a na koncie mam sporo sukcesów, ale lubię być "dobrym duchem". Jestem pozytywnie nastawiony, a każdy młody chłopak wie, że może na mnie liczyć. Lubię podchodzić do nowych zawodników. Jak przyszedł Davo czy Steve to od razu podszedłem zagadać i zaoferować swoją pomoc. Dobrze się w tym czuje, ale samodzielnym liderem nie chciałbym być. Foto: Krzysztof Porębski / Jakub Rzeźniczak (P) w meczu z Cracovią Na której pozycji widzisz Wisłę na koniec sezonu? Patrząc na to, jak szalona jest Ekstraklasa, to mamy szansę być wszystko. Możemy być liderem, a równie dobrze zająć 15. miejsce, czego byśmy nie chcieli. Przed sezonem można dużo mówić, ale sam okres przygotowawczy nie jest miarodajny. Pamiętam, że jak dostałem ofertę z Karabachu, to patrzyłem na ich wyniki w sparingach. Mecz z Broendby :5 "w plecy", a wcześniej same porażki. Niby mieli grać w eliminacjach do Ligi Mistrzów, ale po tym co zobaczyłem, zastanawiałem się, czy faktycznie warto tam się przenieść. Piłka nożna lubi fajne historie. Marzy mi się mistrzostwo z Wisłą Płock, ale konkurencja jest duża. Jeżeli miałbym usytuować Nafciarzy po samej kadrze, to dałbym nam piąte, może szóste miejsce. Jest Lech, Legia, Pogoń, Raków, a później już Piast, który kadrę ma podobną. Patrząc obiektywnie, jeśli gralibyśmy ze Stalą Mielec, to czulibyśmy się mocniejsi, jeżeli z Lechem no to słabsi. Zawsze wychodzi się po zwycięstwo. Dla mnie osobiście ósme miejsce to dla Wisły minimum i nie byłbym zbytnio zły, a szósta lokata i wyżej to będzie sukces. Wspomniał Pan o Karabachu. W Azerbejdżanie pracował Pan z Kurbanem Kurbanowem, który w klubie jest już 14 lat. Jak go Pan wspomina? W Karabachu spędziłem dwa lata i nigdy nie powiem żadnego słowa na pracowników klubu. Czułem się tam, jak w domu. Każdy chciał mi pomóc. Trener Kurbanow jest legendą w Azerbejdżanie. Był znakomitym piłkarzem, choć grał w bardzo słabych czasach dla ich reprezentacji, więc jego kariera trenerska jest jeszcze bogatsza. Karabach zdominował ligę azerską, oprócz dwóch lat, kiedy po mistrzostwo sięgało Neftci Baku, ale osiągają sukcesy na arenie międzynarodowej. Jako osoba Kurbanow nie jest rozrywkowy i nie szuka kontaktu z piłkarzami na siłę. Jeżeli ma jakiś problem lub coś mu nie pasuje, to zawsze wzywa zawodnika do siebie. Nie jest surowy, ale bije od niego respekt. Czujesz, że jesteś jeden stopień niżej. Jest świetnym trenerem, ale najbardziej podobała mi się w nim pewność siebie. Zawsze mówił, że jego nie obchodzi, że gramy z Chelsea, Atletico Madryt czy Romą. Mieliśmy zawsze wychodzić po zwycięstwo i grać swoją piłkę. Z The Blues przegraliśmy 0:6. Kurbanow był wściekły, gdzie ja podchodziłem do tego, że przegraliśmy w Lidze Mistrzów w Londynie. Byłem zły, ale wiedziałem, że każdy inny wynik to byłby sukces. Podobnie jak podczas rywalizacji Legii z Realem Madryt. Tak, ale po jego gestykulacji widać było, że jest zły. Któryś z piłkarzy po meczu zrobił sobie zdjęcie z Davidem Luizem, kiedy on to zobaczył był bardzo wściekły. Mówił, że jak po porażce możemy robić sobie zdjęcia z rywalami. Dla niego nie jest ważne z kim gra, on czuje się lepszy. To jest fajne. Grając w Karabachu, nigdy nie widziałem, aby taktyka była dobierana pod przeciwnika. Nigdy się nie cofnęliśmy, nawet w Lidze Mistrzów. W pamięci zapadł mi mecz z Atletico Madryt. W pierwszej połowie byliśmy lepsi, mieliśmy wyższy procent posiadania piłki i prowadziliśmy 1:0. Później Atletico grało w finale z Realem Madryt, a my graliśmy z nimi jak równy z równym. Kurbanow ma swoją wizję. Foto: Grzegorz Radtke / Jakub Rzeźniczak w barwach Karabachu Agdam Pytam o Kurbanowa, bo w Polsce nie ma możliwości, aby jeden trener pracował w jednym klubie przez tak długi czas. Dlaczego? Wiele czynników o tym decyduje. Przede wszystkim sukcesy, bo Kurbanow z Karabachem osiem razy zdobywał mistrzostwo kraju, a od ośmiu lat grają w europejskich pucharach. Sukcesy są konsekwencją stabilizacji. Zespół zawsze budowany jest z jakąś wizją. Tam nie grają wielkie nazwiska. Abdellah Zoubir to dla mnie najlepszy piłkarz Karabachu. Wcześniej był rezerwowym w Lens. Gdyby taki zawodnik przyszedł do polskiego klubu, to wszyscy by mówili, że co to za gość. Ja nawet nie wiedziałem, aby mieli tam dział skautingu, a 90 proc. zawodników, których sprowadzają, są trafionymi transferami. Nawet Wilde-Donald Guerrier w Polsce nie był niesamowitym piłkarzem, a tam został wybrany najlepszym zawodnikiem w lidze. W Lidze Europy był wyśmienity, ale grał na lewej obronie, w Polsce tak nie było. To był nieoczywisty transfer, który okazał się strzałem w dziesiątkę. Kilka dni temu Karabach ściągnął zawodnika z Satna Clary. Wiem, że jest taki klub w Portugalii, ale nie jest to żadna ogromna marka. Walczą o Ligę Mistrzów, a ściągają takich zawodników, którzy dla polskich klubów również są dostępni. W Polsce, gdyby taki klub, jak Karabach nie zdobył mistrzostwa, trener od razu zostałby zwolniony. Tam jest inna mentalność, nie ma presji, a na pewno jest większy spokój. Również tamtejsza kultura wpływa na to. Polacy mają gorącą krew. Kilka porażek, więc trzeba zwolnić trenera. A Karabach jest takim Bayernem Monachium w Azerbejdżanie. Ma ogromną przewagę nad resztą stawki. Gdyby w Polsce był taki klub i przegrałby walkę o mistrzostwo, to trener od razu zostałby zwolniony. Kiedy Neftci zostało mistrzem, to wiadomo, że wszyscy w klubie byli załamani, ale świat się nie zawalił. W następnym sezonie zdobyli mistrzostwo, puchar i wyszli z grupy Ligi Konferencji. W Legii pracowałeś z wieloma trenerami. Kogo najlepiej wspominasz? Nikogo nie zdziwi, jak powiem, że Jacka Magierę i Jana Urbana. Miałem z nimi fenomenalne relacje i świetnie ich wspominam. Duże wrażenie zrobił na mnie Henning Berg, jeżeli chodzi o warsztat trenerski oraz fakt, jak prowadził drużynę. On był bardziej menedżerem, nie prowadził wszystkich treningów, bo czasami zajmowali się tym jego asystenci. Norweg miał swój styl, którego nigdy wcześniej i później nie spotkałem. Foto: Marcin Szymczyk / Jakub Rzeźniczak (P) z trenerem Legii, Stanisławem Czerczesowem (L) Nie wymieniłeś Stanisława Czerczesowa. To była barwna postać. Zawodnicy nie mieli z nim najlepszego kontaktu, bo zbudował ścianę między nami. Na pewno był bardzo sprawiedliwy. Pamiętam, że nie grałem, a on mówił, abym czekał, bo swoją szansę dostanę. Rywalizowaliśmy z Termaliką, a Michał Pazdan popełnił błąd i przegraliśmy 0:3. Nie zeszliśmy jeszcze z boiska, a asystent Czerczesowa powiedział do mnie: "Widzisz, czekałeś i w następnym meczu zagrasz". Każdy czuł, że szansę dostanie. Rozmawiał z piłkarzami, ale on bardziej był szefem czy dyktatorem, niż kolegą. Było z nim wiele ciekawych historii. Kiedyś Kaspera Hamalainena bolała łydka. Czerczesow stwierdził, że nie może boleć cię coś, czego nie masz. Kiedy "Hama" dołączył do zespołu, my byliśmy już po bodajże tygodniowym obozie przygotowawczym. Na drugi dzień po pierwszym treningu Kasper miał takie zakwasy, że nie był w stanie chodzić po schodach. Nie było zmiłuj, jego treningi były bardzo trudne. Nie ma co na niego narzekać, bo z nim zdobyliśmy mistrzostwo i puchar. Trener Stano podobnie "dokręca śrubę", co Czerczesow? Jest ciężko, ale u Czerczesowa było dużo biegania i zajęć bez piłki. U trenera Stano taki trening był może raz. Nawet te intensywne zajęcia są z piłką. Raczej do tego dąży futbol, aby nie biegać bez piłki. Sezon 2022/2023 jest Pana osiemnastym w Ekstraklasie. Miał Pan upadki, ale wzlotów było więcej. Było trochę sukcesów, ale to sport drużynowy. Głównie patrzę na osiągnięcia zespołowe. Jestem zadowolony, ale wiem, że mogłem zdobyć więcej trofeów. Były sezonu, że nie rozgrywało się Superpucharu, a teraz jest co sezon. Szkoda, że nie traktujemy Superpucharu poważnie. To powinno być święto futbolu. Znaleźć fajną datę i grać nawet na Stadionie Narodowym. Trzeba chcieć i pomyśleć. To jest trofeum, które po latach przyjemnie się wspomina. Jestem zadowolony z mojej kariery, ale mam nadzieję, że to jeszcze nie koniec. Co by powiedział Pan sobie młodemu? Wiedziałbym, co robić w niektórych momentach. Nigdy nie ukrywałem, że daleko zaszedłem, dzięki ciężkiej pracy. Z perspektywy czasu, uważam, że mogłem dać z siebie jeszcze więcej. Jakbym był młodszy, to poświęciłbym piłce jeszcze więcej czasu. Dużo ogląda Pan polskiej piłki? Teraz sporo. Zaczyna się liga, więc każdy jest ciekawy, jak wyglądają inne drużyny. Zawsze lubiłem oglądać polską piłkę, choć inaczej było w Azerbejdżanie. Wtedy spoglądałem tylko na Legię. Chciałem odpocząć od, jak ja to mówię, "polskiego piekiełka". Teraz śledzę na bieżąco, choć wiadomo, że nie jest łatwo ze względu na brak czasu. Czyli nie jest Pan osobą, którą "katuje" polską piłkę od piątku do poniedziałku? Bardzo bym chciał, ale w życiu mam inne rzeczy. W weekendy sami mamy mecze, które czasowo nie pozwalają na obejrzenie innych. Nie zawsze człowiek się wyrobi na konkretne spotkanie. To, co mogę, oglądam, a szczególnie ten początek Ekstraklasy, bo jestem ciekawy nowych zawodników czy beniaminków. Już pierwsza kolejka pokazuję, że nasza liga lubi sobie żartować. Wielu faworytów straciło punkty. Wy też wygraliście z pucharowiczem. Tak, ale wiadomo, jak to wygląda. Zespoły, które grają w pucharach, co roku mają problem na początku ligi. Ekstraklasa wyciągnęła rękę do tych klubów, bo mają możliwość przekładania meczów. Zupełnie mnie to nie dziwi. W Azerbejdżanie zawsze przekładaliśmy mecze ligowe, aby mieć przynajmniej jeden zespół w europejskich pucharach. Dla Polski to też jest istotne, więc innym drużynom nie powinno to przeszkadzać. Dla dobra całej polskiej piłki jest to ważne, aby nasze kluby grały w fazie grupowej. Ostatnio częściej pojawia Pan się w mediach. Miało to pewnie związek z rywalizacją Lecha z Karabachem. Widzi się Pan w roli eksperta po karierze piłkarskiej? Faktycznie zaczęło się od tego, że dziennikarze pytali mnie o Karabach. Identyczna sytuacja miała miejsce dwa lata temu, kiedy Legia trafiła na mój były klub. Jak widać, nikt nie wyciągnął wniosków z moich słów, bo zarówno legioniści, jak i poznaniacy przegrali z nimi. Rola eksperta jest naturalna dla piłkarza, który lubi się wypowiadać. Mówi się o tym co robiłeś całe życie. Możesz powiedzieć więcej o przygotowaniu fizycznym, niuansach taktycznych, mentalności czy poszczególnych zawodnikach, których znasz z boiska. Programy piłkarskie są coraz bardziej szczegółowe, a dziennikarze starają się zagłębiać w różne sprawy. Kiedyś był tylko magazyn "Gol", gdzie pokazywali bramki, a o żadnym studiu nie było mowy. Fajnie, że się rozwijamy, bo sam kibic jest ciekawszy. Czy będę to robił po karierze? Zobaczmy, ale lubię się udzielać. Pan zawsze lubił social media. Tak, byłem nawet prekursorem w Polsce. Fanpage na Facebooku zakładałem w Legii za trenera Macieja Skorży, więc możliwe, że było to dekadę temu. Zawsze lubiłem mieć kontakt z mediami, ale przede wszystkim kibicami. To jest naturalne i fajne dla kibica, a dla piłkarza nie zawsze. Ale jeżeli uprawiasz sport, to musisz zmierzyć się z krytyką, a nie tylko zbierać oklaski. Nie ma Pan urazu do mediów? Kiedy wpisze się pańskie imię i nazwisko w przeglądarce, to wyskakują głównie portale plotkarskie. Nie mam wpływu na to, że takie portale funkcjonują. Najgorsze jest to, że takie rzeczy najbardziej przykuwają uwagę ludzi. Plotki robią im wyświetlenia. Zdarza się, że mam jakiś uraz do tych portali. Jestem jednak taką osobą, że jak ktoś mi zajdzie za skórę, to szybko przechodzę do tego na początku dziennym. Jeżeli ktoś przekazuje prawdziwe informacje, to mogę mieć żal tylko do siebie. Gorzej, jak ktoś manipuluje faktami, wtedy pojawia się złość. Na mnie krytyka może spadać, ale nie powinna ona trafiać w moją rodzinę. Ja już się przyzwyczaiłem, ale kiedy trafia ona w osoby bliskie, to pojawia się złość i smutek. Tym bardziej, że te portale często piszą o twoim życiu prywatnym, a prawdę na jego temat znasz ty sam oraz osoby zaangażowane w tę sytuację. Piłka jest ważna, ale nie najważniejsza. Jak zdrowie pańskiego synka? Wyniki niestety nie wyglądają dobrze. Kontaktowałem się z najlepsza kliniką na świecie St. Jude zajmującą się guzami wątroby u dzieci. Zobaczyli wyniki Oliwiera, po czym powiedzieli, że nie podejmą się leczenia, gdyż mogą zaproponować to samo leczenie co w Europie. Byłeś w Izraelu? Tak byłem…. Niestety kontakt mam utrudniony. Namawiam mamę Oliwiera na powrót do Polski, ale bezskutecznie.
Aktywistka organizuje spotkania osób przeciwnych wojnie. — Na pierwszym spotkaniu zrobiliśmy listę wartości — tych rzeczy i pojęć, które sprawiają, że zostajemy w Rosji. Najpopularniejsza była "wartość wolności", na drugim miejscu znalazła się "wartość miłości" — mówi Katrin Nienaszewa Jaki jest jej stosunek do osób masowo emigrujących z Rosji? — We mnie nie ma na to zgody — mówi stanowczo — Nie czuję się winna, gdy ludzie wytykają mi w mediach społecznościowych, że jestem "złą Rosjanką". Jednak w stosunku do dzieci mam głębsze poczucie winy, bo trafiły do Rosji z powodu działań moich rodaków. Ludzie, z którymi mówimy tym samym językiem, nadal zabijają i gwałcą — dodaje Tekst publikujemy dzięki uprzejmości serwisu Meduza. Prosimy o wsparcie pracy niezależnych rosyjskich dziennikarzy z Meduzy Informacje na temat obrony Ukrainy możesz śledzić całą dobę w naszej RELACJI NA ŻYWO Więcej ważnych informacji znajdziesz na stronie głównej Onetu. Jeśli nie chcesz przegapić żadnych istotnych wiadomości — zapisz się na nasz newsletter "Sztuka zawsze musi być polityczna — inaczej nie jest sztuką" Jasia Kontar: Jak wojna zmieniła twoje życie? Katrin Nienaszewa: Wraz z rozpoczęciem wojny wszystko zostało podzielone na "przed" i "po". Czy chodziłaś na antywojenne pikiety i wiece? Nie jestem zwolenniczką tego typu wydarzeń, ale w dzień wybuchu wojny, czyli 24 lutego, pomogłam znajomym zrobić pikietę. Mieliśmy stanąć z transparentem przeciwko milczeniu o wojnie, przykładając palec wskazujący do ust i szepcząc "ciii". Tydzień później postanowiłam zorganizować "Pokojowy obiad" — wtedy już zostałam zatrzymana. Podczas mojego 14-dniowego pobytu w areszcie w Sacharowie uchwalono nową ustawę o "dyskredytowaniu armii rosyjskiej". Wtedy zdałam sobie sprawę, że pikiety i wiece nie są dla mnie właściwym sposobem wyrażania swojego stanowiska. Dlaczego? To po prostu nie działa w Rosji. Ważne jest, aby szukać nowych form protestu. Na przykład sprawa Julii Cwietkowej odbiła się tak szerokim echem, ponieważ do akcji włączyli się nie tylko aktywiści, ale także działacze artystyczni z różnych dziedzin. Zobacz także: "Na razie zostajemy, nie wiem, czy ze strachu, czy z odwagi". Prowadzenie małego biznesu w Rosji nigdy nie było łatwe, ale po wybuchu wojny jest dużo gorzej W takim razie, jakie formy protestu są ci najbliższe? Wierzę we wspólnotę społeczną. Z jednej strony uważam, że ważną metodą protestu jest stworzenie przestrzeni, w której ludzie mogą się spotkać i dzielić swoimi doświadczeniami oraz rozwijać świadomość obywatelską. Dlatego wraz z koleżankami stworzyłam projekt "Zostaję!" i grupę wsparcia "Pokojowy obiad". Z drugiej strony zajmuję się pracą społeczną. W czasie wojny ważne jest odpowiednie wsparcie osób, które potrzebują pomocy, zaangażowanie profesjonalistów. Moją metodą jest zorganizowanie obozu dla dzieci z przeżyciami związanymi z ucieczką z domu. Zorganizowałam też antywojenną wystawę z pracami artystów z Rosji, Ukrainy i Białorusi. Pomagałam również w tworzeniu serwisu wsparcia psychologicznego dla aktywistów w ramach projektu Feministyczny Opór Antywojenny. Protestujący trzyma transparent z napisem "Putin morderca". Członkowie lokalnej diaspory rosyjskiej w Krakowie dołączają do globalnej antywojennej demonstracji wszystkich wolnych Rosjan i protestują przeciwko wojnie z Ukrainą. Czy sztuka powinna być teraz tylko polityczna? Sztuka zawsze musi być polityczna — inaczej nie jest sztuką. Polityczne tonacje mogą być różne. Zawsze działam na granicy między tym, co społeczne, a tym, co polityczne. Podczas jednej z pierwszych antywojennych akcji "Pokojowy obiad" zostałaś aresztowana na 14 dni i wysłana do aresztu. Co podano jako przyczynę zatrzymania? Zatrzymano mnie 3 marca, kiedy nie było jeszcze ustawy o "dyskredytowaniu armii rosyjskiej", więc policja po prostu stwierdziła, że stawiałam opór działaniom funkcjonariusza i zostałam zatrzymana za "nieposłuszeństwo". Nie sądzę, żeby to zatrzymanie było uzasadnione. Nie kłóciłam się z nikim, tylko poprosiłam policjantów o ich dokumenty. Gdy spytali, kto jest organizatorem tego wydarzenia, a ja odpowiedziałam, że właśnie ja — zostałam zatrzymana. Jak było w areszcie w Sacharowie? Kiedy po raz pierwszy weszłam do aresztu, dziewczyny zapytały mnie, czy działam politycznie. Kiedy powiedziałam, że tak, rzuciły się, by mnie objąć. Miałam szczęście, że w jednej celi ze mną byli więźniowie polityczni. Przez dwa tygodnie rozmawialiśmy o psychologii, seksuologii, religii. Prowadziliśmy grupy wsparcia i uprawialiśmy jogę. Teraz utrzymuję kontakt z wieloma koleżankami z celi, z niektórymi nawet robimy projekty. Zobacz także: "Święty może wydawać polecenia urzędnikom jak sam cesarz". Najcenniejsza ikona na świecie opuściła muzeum, bo patriarcha zazdrości papieżowi Dlaczego po wyjściu z aresztu dalej prowadziłaś działalność aktywistyczną? Bo Rosja to nie Putin. Rosja to my. I wiem, że "my" to setki ludzi, którzy od lat zmieniają system i "my" jesteśmy na dobrej drodze. Od siedmiu lat zajmuję się aktywizmem i nie mogę zostawić wszystkiego i wyjechać z Rosji. Dla mnie to zdrada. Nie boisz się, że znów zostaniesz aresztowana? Czego tu się bać?! "Ukraińcom, którzy przyjechali do Rosji, należy pomóc w jak najszybszym wyjeździe" Niedawno wraz z Feministycznym Oporem Antywojennym ogłosiliście otwarty nabór dla wolontariuszy, którzy chcą pomóc Ukraińcom przybyłym do Rosji. Czym dokładnie zajmujesz się w ramach projektu? W fazie startowej byłam zaangażowana w projekt, ale potem trochę się wyłączyłam. Szybko udało mi się znaleźć i stworzyć zespół wolontariuszy — po opublikowaniu postu napisało do nas około tysiąc osób z różnych regionów. Wraz z innymi uczestnikami projektu stworzyliśmy czaty, na których aktywiści i wolontariusze mogli wchodzić w interakcje z różnymi członkami, a także rozpowszechniać informacje prawne, takie jak notatki na temat handlu ludźmi czy sposobów opuszczania terytorium Rosji. Nie jestem już zaangażowana w ten projekt, ale on nadal trwa. W tej chwili jest ponad 40 psychologów, którzy udzielili ponad 150 konsultacji, pomagając Ukraińcom i Ukrainkom. Co sądzisz o poglądzie, że Ukraińcom, którzy przyjechali do Rosji, nie należy pomagać? Spotykam się raczej z opinią, że Ukraińcom i Ukrainkom, którzy przyjechali do Rosji, należy pomóc w jak najszybszym wyjeździe. Nie należy im pomagać w socjalizacji i adaptacji w Rosji, bo jesteśmy państwem agresorem, państwem terrorystycznym, taka pomoc może być traumatyczna. Zobacz także: Rosja zmusza Wikipedię do usuwania tekstów o wojnie. "To jak lufa przystawiona do skroni" "To niezwykle ważne, by nie być teraz samotnym" Po tym, jak aktywiści zaczęli masowo opuszczać Rosję, założyłaś grupę wsparcia o nazwie "Zostaję!". Dlaczego? Pomysł na projekt powstał po wyjeździe dużej liczby moich kolegów z Moskwy i Petersburga. Czułam się samotna i przerażona z powodu zniszczenia środowiska aktywistów. Postanowiłam więc połączyć siły z wolontariuszką Saszą Rossius, aktywistką Maszą Nelubową oraz artystką Nataszą Czetweiro. Chciałyśmy stworzyć grupę wsparcia dla tych, którzy zostali. Teraz najważniejsze jest, aby nie zostać samemu. Projekt "Zostaję!" skupia się na wsparciu psychologicznym, rozwijaniu solidarności i wzajemnym wsparciu. Jest on potrzebny, aby osoby aktywne obywatelsko mogły nawiązywać nowe kontakty społeczne i dzielić się swoimi doświadczeniami. Obecnie mamy ponad 90 osób w naszej wspólnocie. Organizujemy cotygodniowe spotkania, na które przychodzą aktywiści, osoby, które odbywały karę w więzieniach, a także psychologowie, nauczyciele, menedżerowie, księgowi i artyści, którzy przed wojną nie byli zaangażowani w działalność polityczną. Foto: Artur Widak / NurPhoto / NurPhoto via AFP / AFP Członkowie lokalnej diaspory rosyjskiej w Krakowie dołączają do globalnej antywojennej demonstracji wszystkich wolnych Rosjan i protestują przeciwko wojnie z Ukrainą. Czy więcej jest aktywistów, czy osób apolitycznych? Początkowo było to pół na pół. Jednak ci, którzy wcześniej nie angażowali się w ruchy protestacyjne, teraz również postanowili zostać aktywistami. Dla nich obcowanie z wojenną rzeczywistością jest bolesne, dlatego również postanowili podjąć działania. Jak przebiega typowe spotkanie w grupie? Najpierw dzielimy się dobrymi wiadomościami, aby w dobie tragicznych informacji zachować resztki pozytywnego nastawienia. Jest to trudne, ponieważ ludzie nie chcą mówić o swoim życiu osobistym, pracy czy czymkolwiek innym niż ich obowiązki aktywistów. Następnie słuchamy, jakie są prośby uczestników związane z sytuacją polityczną i pomagamy je rozwiązać. Ludzie opowiadają swoje historie i otrzymują informacje zwrotne albo proszą o konkretną pomoc, na przykład o znalezienie pracy lub zebranie funduszy na coś. Staramy się pomóc — dać konkretne rady i narzędzia do rozwiązania problemu. Zobacz także: Oto dlaczego Rosjanie nie mogą nazywać wojny wojną Jak bardzo wojna oddziałuje na ludzi i działa na to "niby normalne życie" w Moskwie? Większość członków grupy jest bardzo przygnębiona. Wielu z nich straciło w Ukrainie pracę, bliskich lub krewnych. Niektórzy mają myśli samobójcze. Na każdym ze spotkań pojawia się 10-15 nowych uczestników. Jak ludzie wspierają się podczas spotkań? Mamy klasyczny format grupy wsparcia. Wiele osób przychodzi na spotkania z obawą, że nie robią wystarczająco dużo. Kiedy jest wojna, zawsze czujesz, że nie robisz wystarczająco dużo. Często ludzie starają się wspierać siebie nawzajem właśnie jako aktywiści, aby pokazać, że nie są sami, albo aby pomóc w lokalnych działaniach. Na przykład wielu członków grupy jest teraz wolontariuszami w obozie dla dzieci uchodźców. Dlaczego członkowie tej grupy zdecydowali się pozostać w Rosji? Na pierwszym spotkaniu zrobiliśmy listę wartości — tych rzeczy i pojęć, które sprawiają, że zostajemy w Rosji. Najpopularniejsza była "wartość wolności", co może wydawać się dziwne. Na drugim miejscu znalazła się "wartość miłości", która najbardziej mnie zaskoczyła. Dalsza część artykułu znajduje się pod materiałem wideo: Na czym polega "wartość miłości"? Pojęcie "wartość miłości" obejmuje przede wszystkim miłość do bliźniego, do ludzi. To ważne, bo po wybuchu wojny wielu badaczy mediów i blogerów zaczęło mówić, że nasze społeczeństwo jest bardzo zatomizowane. Z jednej strony jest to prawda, ale z drugiej strony istnieje duża liczba młodych ludzi, którzy są wrażliwi i solidarni wobec siebie i którzy zawsze są gotowi jednoczyć się we wspólnotach i pomagać, aby uczynić świat lepszym. Czy któraś z osób, które brały udział w spotkaniach grupy, opuściła Rosję? Nie. Jaki jest stosunek uczestników do masowej emigracji z Rosji? We mnie nie ma na to zgody. Są tacy, którzy uważają, że nie powinniśmy teraz opuszczać Rosji, bo "kto zbuduje alternatywną przyszłość, jeśli nie my". Są też tacy, którzy nie oceniają i starają się zrozumieć tych, którzy wyjechali. Co, jeśli osoba wyjechałaby bez dobrego powodu, takiego jak prześladowanie? To tak, jakby poddała się bez walki. Czy czujesz jakieś napięcie między tymi, którzy zostali, a tymi, którzy wyjechali? Jest to dla mnie ciężka sytuacja, bo trudno mi oceniać czyjeś poczucie strachu, który był powodem emigracji. Mam kontakt z dziewczynami, z którymi byłam w areszcie, a teraz co najmniej trzy lub cztery z nich opuściły Rosję. Część z nich miała sprawy karne, ale nie wszyscy mieli poważne podstawy do emigracji. Nie chcę mieć kontaktu z takimi ludźmi. W tak trudnych czasach ważne jest, aby współdziałać z tymi, którzy wyznają zasady podobne do twoich. Co musiałoby się stać, żebyś i ty wyjechała? Wyjechałbym tylko wtedy, gdyby od tego zależało bezpieczeństwo moich bliskich. Zobacz także: Co najmniej 1739 rosyjskich żołnierzy odmówiło walki w Ukrainie "Kilka lat temu trudno było sobie wyobrazić, że projekty tego formatu mogą istnieć w Rosji" Dużo pracujesz z rosyjskimi nastolatkami. Czy wśród nich jest taki sam rozłam w społeczeństwie jak wśród dorosłych na temat wojny? Nie widzę podziału. Na "Pokojowy obiad" przyszło wielu nastolatków w wieku 14-16 lat. Niektórzy z nich są przeciwni wojnie i angażują się w aktywizm. Inna sprawa, że o doświadczeniach wojennych nastolatków nie mówi się zbyt wiele — w Rosji jakoś nie ma takiego zwyczaju. Dlaczego nie? W Rosji nie ma zwyczaju rozmawiać z nastolatkami nie tylko o wojnie, ale i o innych trudnych tematach — tak po prostu. Przez to w młodym wieku mają wiele problemów i zaburzeń psychicznych. Jak nastolatki przeżywają wojnę? Młodzi ludzie bardzo boleśnie przeżywają wojnę, u wielu z nich pojawiają się teraz stany lękowe i depresja. A jak osoby z niepełnosprawnością umysłową odnoszą się do wojny? Rozmawiałam z osobami z ośrodków psychiatrycznych i w ich postawie widzę dużo państwowej propagandy. A jak można mieć stosunek do wojny, jeśli ma się włączony 24 godz. na dobę Pierwszy Kanał? To prawdziwe tortury. Jednak są też tacy, którzy są stanowczo przeciwko wojnie, bo rozumieją prawdziwą wartość ludzkiego życia i uważają, że każda wojna jest niedopuszczalna. Zobacz także: Putin ciągle mówi o walce z nazizmem. Jednak w KGB sam zwerbował jednego z liderów niemieckich neonazistów. Oto jego historia "Dzieci wolą przyjeżdżać do naszego obozu niż do prorosyjskich obozów" 4 lipca uruchomiliście w Moskwie obóz dla dzieci z doświadczeniem migracji kryzysowej. Kto tam trafia? Do obozu trafiają najczęściej dzieci i młodzież w wieku od 9 do 12 lat, którzy zostali wywiezieni z Mariupola, Doniecka, Charkowa i Siewierodoniecka. Są też mniejsi, którzy mają 6-7 lat. Wszystkie dzieci są bardzo różne, mają różnych rodziców. Na przykład jest dziewięcioletni chłopiec z Mariupola, którego dom został zniszczony, a jego ojciec zginął. Teraz jego bracia i matka są w Rosji i zamierzają przenieść się do Ameryki. Jego matka ciężko pracuje, aby zaoszczędzić na przeprowadzkę, więc przywiozła syna na obóz i poprosiła nas o wsparcie i zapewnienie, że będzie miał co robić w ciągu dnia. Jak przebiega typowa zmiana na obozie? Średnio na jednej zmianie jest 10-12 osób. Cały program obozu miejskiego podzielony jest na dwie części. W pierwszej części odwiedzamy artystów i rzeźbiarzy, zwiedzamy muzea i galerie sztuki współczesnej, zajmujemy się fotografią i street artem — ostatnio rysowaliśmy graffiti. Druga część to praca z wolontariuszami, refleksja nad obrazem i pojęciem domu, a także zwykłe zabawy. Nigdzie nie mogłam znaleźć informacji, gdzie jest ten obóz. To są informacje poufne. Długo szukaliśmy lokalu i pierwotnie mieliśmy współdziałać z jedną z parafii, ponieważ ich polityka teraz zakłada pomoc osobom uchodźcom. Był jednak między nami konflikt, bo parafia ciągle pytała, skąd są dzieci — z Donbasu czy z innych regionów. Dla członków parafii ważne było, że dzieci są z tzw. Donieckiej Republiki Ludowej. Okłamałam ich. W pewnym momencie członkowie parafii powiedzieli, że nie czują się komfortowo, przyjmując dzieci i zaczęli mnie strofować przy różnych okazjach. W pewnym momencie ksiądz powiedział: "Kto się z nami nie zgadza, będzie rozstrzelany". To był niby żart, ale w kontekście tego, co się działo, stał się przerażający. Zobacz także: W Rosji powstała nowa organizacja. Putin zgodził się stanąć na jej czele Dlaczego w ogóle zdecydowaliście się na współpracę z rosyjskim kościołem prawosławnym, który jest związany z władzą? Wiele niezależnych przestrzeni zostało zamkniętych, nie mogliśmy znaleźć alternatywnych miejsc na obóz. Tę parafię polecili mi znajomi z sektora charytatywnego, ponieważ kiedyś pozycjonowała się jako niezależna i pomagała wielu projektom społecznym i organizacjom pozarządowym. A teraz? Teraz, najwyraźniej, coś się zmieniło. Choć prawdę mówiąc, nie wszyscy pracownicy kościoła popierają działania patriarchy Cyryla. Opowiedz nam o postawach dzieci i młodzieży na obozie. Czy w ogóle rozumieją, co się stało? Dzieci prawie nigdy nie rozmawiają o wojnie, rozmawiają o niej głównie nastolatki. Kiedy zaczęliśmy wchodzić w interakcje ze starszymi dziećmi, pierwszą rzeczą, jaką powiedział chłopiec podczas przedstawienia się, było "Cześć. Mam na imię Vlad. Przez miesiąc byłem pod ciągłym ostrzałem". Dla nich wojna jest już częścią ich tożsamości — definiują siebie poprzez przeżycie wojny. Bardzo symboliczne było, gdy podczas jednej ze zmian dziewięcioletni chłopiec z Mariupola opowiedział mi, jak zbombardowano jego dom. Zapytałam go, jak się mają jego rodzice, na co odpowiedział: "Tata umarł". Potem zapytałam go o to, jak się czuje, a on powiedział: "Nic mi nie jest. Wszystko w środku się zagoiło. Minęło sporo czasu". Zapytałam go jak długo, a on odpowiedział: "Minął miesiąc". Zobacz także: Rosyjski weteran wojny w Afganistanie ukarany przez sąd za apel o zakończenie wojny w Ukrainie Jak zmieniła Cię praca na obozie? Nie czuję się winna, gdy ludzie wytykają mi w mediach społecznościowych, że jestem "złą Rosjanką", ale w stosunku do dzieci mam głębsze poczucie winy, bo trafiły do Rosji z powodu działań moich rodaków. Ludzie, z którymi mówimy tym samym językiem, nadal zabijają i gwałcą. Z informacji zwrotnych od dzieci i ich rodziców wiem, że czują się z nami dobrze i czerpią pozytywne emocje z obcowania ze sobą. Mimo to, z powodu wojny dość trudno jest im budować przyjaźnie. Kiedy rozmawiamy o tym, jak ludzie mogą się przyjaźnić, wiele dzieci odpowiada, że nie należy się z nikim przyjaźnić i lepiej jest być samemu, a jeśli ktoś cię skrzywdził, to "ta osoba powinna zostać zabita". Jak na to zareagujesz? Próbujemy pytać ich, dlaczego tak uważają, ale dzieci są dość zamknięte, więc nie bardzo udaje nam się dotrzeć z tym pytaniem. Nie mamy prawa wchodzić głębiej w traumę — to nieprofesjonalne z naszej strony, bo nie jesteśmy certyfikowanymi psychoterapeutami. Jedyne co możemy zrobić w tym przypadku to zaproponować rodzicom profesjonalną pomoc psychologiczną. Czy są tam dzieci z rodzin prorosyjskich? Tak, do obozu przyjeżdżają niektóre dzieci z prorosyjskich rodzin. Fajnie, że trafiają do nas i możemy z nimi rozmawiać o tożsamości i samoświadomości. Dzieci wolą przyjechać na nasz obóz, gdzie wolontariuszami są artyści, niż na obozy prorosyjskie, gdzie będą miały prane mózgi. Podczas obozów staramy się w miarę możliwości rozwijać świadomość obywatelską u dzieci i młodzieży, na przykład staramy się wspólnie rozmawiać o Ukrainie i o tym, jak możemy tam wrócić. Zobacz także: Znany działacz opozycyjny w Rosji skazany na 4 lata kolonii karnej o zaostrzonym rygorze Jakie opinie o obozie docierały do was w mediach społecznościowych? Spotkałam się z dużą dozą negatywnych reakcji ze strony ukraińskich kobiet, które zarzucały mi, że "kradnę dzieci i niemal siłą proponuję im wyjazd na obóz". Moje posty na Facebooku ze zdjęciem jednego z dzieci wywołały szczególnie duży odzew. Chłopiec narysował flagi Ukrainy i Rosji, a między nimi umieścił tulipana. To znaczyło, że pragnął pokoju. Ukrainki na Facebooku zaczęły pisać w komentarzach, że kazaliśmy dzieciom rysować flagi obu państw i że to propaganda. Propaganda na rzecz pokoju? Co sądzisz o przyszłości Rosji? Nie będzie świetlanej przyszłości. Będzie tylko ponuro. Dlaczego w takim razie trwasz w tej "ponurej przyszłości"? Dużo myślałam o tym, czy jestem gotowa pozostać w tej dystopijnej przyszłości i całkowicie oddać swoje świadome życie aktywizmowi. Myślałam o tym, jak będziemy musieli poradzić sobie z konsekwencjami zniszczenia — zarówno wewnątrz, jak i na zewnątrz — czeka nas dużo pracy. Nie wiem, kto to zrobi, jeśli nie ja. Serwis Onetu w języku ukraińskim Jak doszło do ataku na Ukrainę. Od Pomarańczowej Rewolucji do Donbasu i Krymu Dziękujemy, że jesteś z nami. Zapisz się na newsletter Onetu, aby otrzymywać od nas najbardziej wartościowe treści.
gdybam gdyby to nie było na niby tekst